..
FreeMount

3 | 4388
 
 
2011-06-08
Odsłon: 1648
 

Dzisiaj będzie o mojej Miłości. Do Gór.

 

- Wiesz jak to jest pierwszy raz zobaczyć wymarzone szczyty? – zapytałam

- Nie, nie wiem…- odpowiedziałeś

- To tak jakbyś trzymał w dłoniach kobietę do której właśnie poczułeś miłość,  tak jakbyś pierwszy raz w życiu poczuł dotyk ręki na której bardzo Ci zależy…

 Mówisz tak jakbyś dopiero zaczęła żyć – powiedziałeś patrząc mi w oczy

- Tak. Właśnie zaczęłam. Od nowa…


     Nepal od zawsze pachniał Górami. Od zawsze jest dla mnie momentem kiedy to pierwszy raz w życiu usłyszałam o najwyższych szczytach świata. Wysokich i odległych. Nie tych na wyciągnięcie ręki, a tych dalekich i niedostępnych. Marzyłam więc. Wzdychałam. Uczyłam się ich imion, malowałam je na kartce, wydrapywałam ich kontury w glinie,  zapamiętywałam wysokość, czytałam… wyobrażając sobie, że to ja je zdobywam, że to ja staję oko w oko z godnym mnie przeciwnikiem, że to ja dziękuje Bogu, że coś w życiu osiągnęłam, że to ja mam ten cholerny punkt zaczepienia.  



    To był kwiecień. Pachniało wiosną a zapachniało latem. Już przez okno samolotu wypatrywałam Gór. Miałam cel. Nic innego się nie liczyło. Wtedy dokładnie tak myślałam. Kathmandu przywitało nas kolorem i słońcem. Przeżyłam coś w rodzaju szoku kulturowego – coś w rodzaju przejścia na drugą stronę świata, który bardzo różni się od tego dotąd mi znanego. Zadawałam sobie pytanie: halooo? Czy ja naprawdę widzę to co widzę? No nie… nie może być. Bejbę, ja śpię! Nie spałam. Kodowałam w głowie obrazy: smutne oczy żebrzących dzieci, kolorowe stroje dorosłych, wszechobecne krowy, miliony kabli wiszących wszędzie i zawsze, niesamowite budowle przeplatające Hinduizm z Buddyzmem, kolorowe riksze, obcy (zupełnie!) język… a w tym wszystkim ja – mała istotka w swoich kolorowych gaciach – byłam tam NAPRAWDĘ .

Wąchając i smakując Kathmandu szłam w stronę Gór, w stronę marzeń. Tak. Teraz już mogłam mówić o tym głośno: szłam w Himalaje .

Pierwsze zderzenie z Górami było…

... rozczarowaniem.

Nie było tych Gór, które miałam w głowie. Te były inne. Ktoś powiedział: poczekaj, czas przyniesie Ci uśmiech… Zaufałam. Zaczęłam czekać. 



 Bhulbhule – noc pierwsza – 828m n.p.m.  (19 kwietnia 2008r.)

Z pamiętnika: Nie wiem jak Bóg stworzył ten świat. Nie wiem czym się kierował, wiem jednak, że ma niezwykle bujną  wyobraźnię (o fantazji nie wspomnę). Pierwszy hotel nie przerażał – a wprost przeciwnie – obalił wszystkie mity o kiepskich warunkach, kłopotach z jedzeniem i wodą. Było wszystko. Smaczne i  od ręki. Prawie wszystko było idealnie. - Aaaaaa ja nie mam zasięgu! Dam radę? To ja aż tak jestem uzależniona od kontaktu z ludźmi…? Nie ma zasięgu wiec i nie ma komórek, nie ma samochodów, telewizorów. Jest ciepło. I makaron z czosnkiem. Jest też krótki dzień (kończy się koło 19-stej), nie ma prądu – ale są czołówki. Co jeszcze jest? Choroba. Moja. Angina która niczym szal oplata moje gardło. A czego jeszcze nie ma? Internetu. To bez Internetu się da? (pytanie na szczęście nie moje) odpowiedź: Internet jest – dwa dni drogi stad – w górach. Musisz iść, iść… Więc idę. Spać. Bóg te nocy dał dziwne sny. Przewracając się z boku na bok pisałam w głowie historie o Yeti.

•  Ghermu – noc druga – 1190m n.p.m. (20 kwietnia)

Z pamiętnika: Nepal mówi do mnie niezrozumiałym językiem a ja rozumiem tak wiele słów. Uśmiech drugiego człowieka – jest najcenniejszym gestem i słowem... Lubie obserwować ludzi, czytać z ruchu ich rąk. Włączam się „na ludzi” – fotografuje, uczę się od nich śmiać - tak naprawdę, bez powodu, tak po prostu – na widok drugiego człowieka. Śpimy w hoteliku przypominającym lepiankę. Nie ma prądu, jest za to dobra herbata. Wystarczy.  Jak się potem okaże będzie to dzień bogatszy o rozmowę z Przyjacielem i najpóźniejsze położenie się do łóżka – powiem to dużymi literami – poszłam spać o GODZINIE 22.10. A Ja boję się wieczorów bez mojego domu w zasięgu wzroku – z ciemności wychodzą myśli którym nie widać oczu, a takim najprościej jest kłamać… Zasypiam marząc o ośmiotysięczniku. Zasypiam marząc o marzeniach. Wiecie, że Nepal pięknie komponuje się do polskiej muzyki? Wybieram losowo utwór: OK – trafiam na Stan Miłości i Zaufania, piosenka: Rany leczysz Ty. Nie adekwatnie do sytuacji. Trudno. Konsekwentnie  na poranny wymarsz  szykuje ich koszulkę. Słucham muzyki. Pomału zasypiam. Boże, dziękuje Ci, że dałeś mi dar wyłączania się… na świat. 

•  Tal – noc trzecia – 1680m n.p.m. (21 kwietnia) 
Z pamiętnika: Dlaczego nie mogę mieć Gór tylko dla siebie? Nie chcę się nimi dzielić. Nawet wtedy gdy dopiero na nie czekam, a to co widzę ciągle nie spełnia moich marzeń. Chce je tylko dla siebie, chcę by były: moje, moje, moje!   Dzień pachnie. Nie wiem czym. Pachnie po prostu. Może uśmiechem dzieci spotkanych przy szkole w jednej z wiosek? Może ich pozytywną energią? Spotykam dzisiaj Polkę – Agnieszkę. Tu może warto się zastanowić, ile polskości niesie w sobie osoba, która od dawien dawna mieszka w innym kraju? Zresztą czy to ważne? Spotykam ją. I tyle. Jest miło. Wiecie, że na takich spotkaniach człowiek od razu na tacy dostaje zaufanie i sympatie? Tak. Prościej jest nam lubić kogoś spotkanego 7 tysięcy kilometrów od domu, niż kogoś kogo spotykamy na parkingu pod pracą. To jest naturalne – rozmawiamy. Cieszymy się naszym językiem. Licytujemy w planach "na Himalaje". Po godzinie „znamy się” już na tyle, że na długo zapamiętujemy swoje imiona. A ja zapamiętałam jeszcze jej twarz. I rozmowę o końcu świata. Na końcu świata. Wszystkie kultury sprowadzają się w ostateczności do próbowania czarów – skąd wzięłam te zdanie? Z książki? Czy z głowy? Nie wiem. Będzie tu. Przyszedł sen.  Mówiłam, że dalej jestem chora? 
PS. Ktoś nas okłamał - do Internetu jeszcze 3 dni drogi.

 

•  Timang – noc czwarta – 2270m n.p.m. (22 kwietnia) 
Z pamiętnika: Czas w Nepalu zatrzymał się. Stoi. Dumnie i stabilnie. Tu i teraz nabiera nowego znaczenia… a herbata z widokiem na Himalaje smakuje NIESAMOWICIE. Tak, tak! Stało się. Patrzę na Annapurnę II. Za uśmiech napotkanych dzieci płacę cukierkami. Coraz lepiej czuję się w Nepalu. Momentami zaczynam się nim dusić – z radości. A tylko czasami tęsknie… za czym? Nie wiem. Może tak dla zasady? Czas stoi więc coś płynąć musi. Niech płyną moje myśli. Nocą Góry szeptają moje imię. Przez mrok patrzę im głęboko w oczy i widzę strach. Strach przede mną? Małym człowiekiem? Wielka Góro! Czy warto? Czy warto poświęcać swój czas takiej szarości jaką jestem ja…? Dlaczego? Bo chcesz nas zdobyć – odpowiedziała jedna z tych najwyższych i najodważniejszych Gór. Chcę – przytaknęłam – ale kim ja dla Was jestem? Pyłem. Marnością z krwi i ciała. Wystarczy dmuchnąć. Nie – odpowiedziała. Ty nas Kochasz więc jak mogłabym Cię skrzywdzić…? Mogłabyś – gdybyś była człowiekiem… Poszłam w Góry. Widziałam strach w wielu kolorach oczu. Widziałam dumę w Twoich oczach, by później zobaczyć wstyd, ze jesteś człowiekiem…

 

•  Dhikur – noc piata – 3060m n.p.m. (23 kwietnia) 
Z pamiętnika: Przechodzę delikatną linię między Hinduizmem a Buddyzmem… ciągle nie rozumiem wielu rzeczy. W Nepalu trzeba się urodzić, bo trudno jest się przystosować. Na chwilę – no problem. Na stałe? Brak odpowiedzi. Nepal jest rajem dla wszystkich tych którzy kochają Góry. Które na świecie są piękniejsze? Które są wyższe? Himalaje. Tylko one. Z tymi swoimi dumnie stojącymi na ich straży ośmiotysięcznikami. Jestem prawie w raju. Na prawie zostawiam margines – brakuje mi ludzi. Mnie! Samotnikowi który z wyboru samotnie stoi w tłumie. Cholerna zmiana podejścia do świata.

 

•  Manang – noc szósta i siódma – 3540m n.p.m. (24 i 25 kwietnia)
Z pamiętnika: PATRZĘ WAM W OCZY! Wiecie, że Himalaje mają zielone oczy? No tak. Zupełnie jak moje. Cóż za zbieg okoliczności… Wymyśliłam, że skoro one są takie duże to na szczycie położę swój uśmiech – i zapewne zobaczą go wszyscy Ci, którzy widzieć go chcą. Wgapiam się. Przed siebie. Poznaje Sylwka i Artura – Polaków. Sylwek na stałe wpisuje się do mojej głowy – mam nowego kolegę – nie tylko na chwilę. Razem obserwujemy szczyty, rozmawiamy jakbyśmy znali się całe lata - o zdobywaniu Gór tych prawdziwych i tych metaforycznych. Nepal rano wstaje i wcześnie kładzie się spać. Góry chodzą wcześniej spać niż ja. Ciekawe o czym śnią? Może o przyjaźni z człowiekiem? A może o budyniu śmietankowym. Nie wiem. Śpią spokojnie. Niech pięknie śnią… 
PS. Jest Internet, ale już mnie to nie obchodzi... Czemu? Nie wiem. Chyba zmęczyłam się myśleniem o nim. Już nie tęsknie.

 

•  Latter – noc ósma – 4200m n.p.m. (26 kwietnia) 
Z pamiętnika: Nepal jest fabryką snów. Wielu napotkanych ludzi opowiada o nich. Niektórzy zarzekają się, że nigdy wcześniej nie śnili. Nepalskie sny są długie, intensywne i bardzo realne. Ciekawe ile osób pracuje w takiej fabryce? Chyba wiele… Tej nocy przekornie snów nie miałam. Miałam za to piękny widok przez okno – na Góry ubrane w cienką pelerynę z chmur. Dzisiaj jest dniem najświeższego snickersa jakiego znałazłam w Himalajach:  jest 26 kwietnia, a jego termin przydatności minął 28 marca. Nie jest źle. Nepal mnie zmienia. Czuje to. Wewnętrzne przeżycia na stałe zapisują się w moim „ja”. Otwiera szerzej oczy. Poznaje  życie z innej perspektywy. Czuje jak na stałe nożykiem wydrapuje ślad w mojej głowie.

  

•  Thorung Phedi Base Camp – noc dziewiąta  4800m n.p.m (27 kwietnia) 
Z pamiętnika: Nazwę Cię moim westchnieniem. Nazwę Cię moim uczuciem. Nikt Cię nie nazwał dotąd. Nie ma Cię na mapie. Jesteś niechcianym pięciotysięcznikiem? Noś moje imię. Będzie nam raźniej iść przez świat… Dobry dzień. Pełen gór, śniegu i już spełnionych marzeń. Pełen przyjaźni i tybetańskich placków. Dzień ADHD – tak – ze strachu, że się skończy zbyt szybko zdobywam okoliczne szczyty. Biegam. Śmieję się w głos… nie czując, ze słońce pali mi twarz. Jestem szczęśliwa! Nie słyszysz? To uwierz. Są dokładnie takie jakie sobie wyobrażałam. Zapomniałam Boże o Tobie i o Twoim świecie. Wypatrzę całe oczy. Warto. Ale dziękuje Ci  za to, że żyję i z granatowego śpiwora widzę teraz już dalej i lepiej… Otul mnie kocem ze snów.

Idzie mróz. 

•  Thorung La -  Muktinath – noc dziesiąta 5420m n.pm.m (28 kwietnia) 
Z pamiętnika: Nie umiem się już doczekać rana. Chcę wyjść i zdobyć swoją Górę. Pachnie zwycięstwem. Ten zapach zna tylko ten, który w namiocie czeka na wyście by zdobyć swój Everest. I nie ważne czy ma go w Tatrach, Beskidach czy w Himalajach… Droga nie jest trudna.  A Góry tulą się w chmurach. Zwyciężam.  Jestem znów silniejsza. Chcę mieć skrzydła. Po co? By spojrzeć na Ciebie z najwyższej Góry świata. 



Tego dnia jestem ptakiem. 

 

Z pamiętnika: Nie chcę schodzić, chcę iść dalej… Nie chcę… Chcę iść wyżej… Chcę tu zostać. 
 

Poszłam w dół.

Z planem na powrót w Góry.

Plan został zrealizowany w 100%. Od tamtego czasu wracam do Nepalu. Przy każdej okazji. Coraz bliżej Everestu i wchodzę coraz wyżej. Przecież skrzydła mam.

 

Z pozdrowieniami,

Renia

www.freemount.pl

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd